We wtorek mecz Polska – Rosja na Stadnionie Narodowym w Warszawie, a już dzisiaj nowy numer „Newsweeka” w kioskach w całej Polsce. Tygodnik prowadzony przez Tomasza Lisa opisuje jutrzejszy pojedynek piłkarski posługując się analogią do Bitwy Warszawskiej 1920.
Analogia ma to do siebie, że poprzez wybór jej nośnika ukierunkowuje myślenie o danym zjawisku czy problemie. Jeżeli mecz z Rosją przedstawia się na podobieństwo bitwy z czasów wojny polsko – bolszewickiej to raczej nie łagodzi to, ani nie przekierowuje na inne tory niepotrzebnych napięć, fobii i urazów między oboma narodami. Co więcej, takie postawienie sprawy sugeruje, że we wtorek gramy nie z Federacją Rosyjską, lecz z Rosją bolszewicką. Znów stajemy się zakładnikami historii, znowu uderzamy w martyrologiczne tony. Jeszcze krok dalej i ten mecz można by nazwać: bitwą o niepodległość polskiej piłki, albo zaporą stawioną rosyjskiej rewolucji piłkarskiej.
Po drugie okładka Newsweeka nie służy też pamięci o samej Bitwie Warszawskiej, degradując ją do poziomu zakompleksionych polityków i niewyżytych kiboli. Bo przecież podobieństwo działa w dwie strony.
A tak w ogóle to spójrzcie na okładkę, przecież Smuda nijak nie jest podobny to Piłsudskiego.
Konsekwentnie (w stylu, a nie w chronologii) „w środku” Newsweeka wywiad z rosyjskim aktorem i reżyserem Fiodorem Bondarczukiem, na zdjęciu ubranym w żołnierski mundur. I lead: „Wygramy, a wy znów powiecie, że to przez Stalina”
Gdyby Newsweek ukazywał się dwa razy w tygodniu, ciekawę jaką okładkę redakcja wymyśliłaby przed meczem z Czechami. Może Smuda jako gen. Bortnowski i tytuł: „Nie oddamy Zaolzia”.